Czy pamiętacie jak to było gdy byliście mali i jakaś zabawa was mocno wciągnęła? Albo, gdy byliście tak bardzo zafascynowani jakimś procesem, urządzeniem, czy zjawiskiem, że nie mogliście się od tego oderwać i chcieliście wiedzieć wszystko na ten temat? A czy mieliście tak na studiach?
Zanim przejdę do puenty oraz morału tego posta, pozwólcie że nakreślę kontekst moich przemyśleń. Ostatnio zostałem poproszony o poprowadzenie wykładu dla dzieci w wieku 10-14 lat na moim wydziale, wykład był dla dzieci Polonijnych zainteresowanych matematyką.
Na samym początku przyznam się Wam, że gdy zadzwoniła do mnie Agnieszka, organizatorka tych spotkań, i zapytała czy nie poprowadzę zajęć dla dzieci, to w pierwszej chwili pomyślałem sobie: „O nie, kolejna pańszczyzna do odrobienia, jak się mogę z tego wykręcić”. Na szczęście, chwilę po tym opamiętałem się i postarałem się do tego podejść jak do nowego doświadczenia, że dzięki temu będę miał okazję do zainspirowania i zaciekawienia nowego pokolenia i nie żałuję. Oczywiście urok osobisty i dar przekonywania Agnieszki także zrobiły swoje :). Zastanawiając się nad tematem doszedłem do wniosku, że przemawiającym do wyobraźni będą zagadnienia związane z wizualizacją i generowaniem danych. Ostatecznie zaprezentowałem metody deep learning wraz z przykładami generowania: obrazów, scen video, generowanie cyfr, muzyki, czy mowy.
Ciekawe fantazyjne obrazy deep dream oraz magiczne powstawanie video zrobiły swoje. Sądząc po twarzach dzieci oraz ich opiekunów cel został osiągnięty. Młodzież była bardzo zainteresowana i zaangażowana. Najbardziej uderzyło mnie to, że dzieciaki nie bały się zadawać pytań, począwszy od tych najbanalniejszych do tych naprawdę trudnych. Zaskoczyła mnie ich kreatywność i pomysłowość, z sali padały liczne przykłady, gdzie można wykorzystać przedstawione metody, jak je ulepszyć i połączyć z innymi znanymi im technologiami. Takiej dawki inspiracji i motywacji nie dostałem już dawno. Było to bardzo miłe doświadczenie, które jednocześnie dało mi okazję do zastanowienia się nad moją oraz studentów, z którymi pracuję, motywacją do nauki oraz do pracy.
Ciekawość pierwszy stopień do …. szczęścia
Po wykładzie, naszła mnie refleksja dlaczego w taki sposób nie wyglądają zajęcia z studentami. Pojawiło się w mojej głowie wiele pytań. Dlaczego nie zadają pytań gdy czegoś nie wiedzą? Dlaczego nie zadają pytań gdy coś ich naprawdę zainteresuje? Czy to była zasługa ciekawego tematu? Czy wynikało to z tego, że trafiłem na wyjątkowe jednostki?
Po rozmyślaniach i rozmowach z przyjaciółmi skłaniam się ku teorii (Uwaga! to będzie wyraz mojej mądrości oraz długich przemyśleń)
Większość nie jest zainteresowana zajęciami, bo nie jest nimi zainteresowana.
Tak, wiem bardzo odkrywcze. Jednak to co zauważam u wielu studentów na informatyce to brak pasji, palącej ciekawości oraz radości z tego co robią. Nie twierdzę że brak w nich pasji w ogóle, lecz do informatyki na pewno. Diagnoza może nie jest powalająca, ale pasuje do moich wszystkich obserwacji i dobrze przewiduje przyszłe przypadki (Machine learning everywhere). Ci ludzie po prostu źle wybrali, informatyka nie jest tym co im pozwala oddychać. Posłuchali kolegów lub rodziców, albo sami nie wiedzieli gdzie się udać i zadecydował los. Z takich ludzi nie będzie dobrych studentów.
Dla mnie studiowanie to zaspokajanie wewnętrznej ciekawości, zgłębianie, drążenie, samodoskonalenie. A to wymaga poświęceń i ciężkiej pracy, jeżeli nie jesteś w stanie się do takiej zmusić to źle wybrałeś. W tej sytuacji nawet genialny nauczyciel nie sprawi cudów. Przypominają mi się słowa Steva Jobsa:
Mówią mi po co tyle pracujesz, wypalisz się
Pracuję dużo, uczę się dużo i dużo rzeczy próbuję. Wielu znajomych powtarza mi, że wypalę się, że tak na dłużą metę nie dam rady, bo oni nie dają, albo ich znajomy nie dał i ostrzegają mnie przed tym dla mojego dobra. Też tak macie?
Ale oni nie wiedzę jednej ważnej rzeczy, że to co robię nie traktuję jak pracę. Jest to coś co lubię robić, do czego mnie ciągnie, co daje mi radość i zadowolenie. Oczywiście nie zawsze jest tak różowo, ale pomimo wielu trudów czy to w firmie, czy na uczelni wracam i dalej chcę to robić.
W tym miejscu nasuwa mi się wiele analogii sportowych, podczas triathlonu czy maratonu, jestem zmęczony, ale brnę dalej bo kocham to co robię. Nagrodą nie jest ukończenie zawodów, lecz obecność na nich. Oczywiście z boku zawsze znajdzie się osoba, która powie po co tak się męczysz? Zrobisz sobie krzywdę, wiesz ile osób umiera na maratonach?
Pamiętam, że od zawsze ciągnęło mnie do komputerów, choć mój romans z tą maszyną obliczeniową zaczął się dosyć późno. Pamiętam, że poprosiłem mamę aby kupiła mi książkę do programowania w Pascalu, choć nie miałem nawet komputera. W takcie już tylu lat spędzonych z informatyką czuję, że dobrze wybrałem swoją drogę i kierunek. A ty?