Narośl

Miał to od dziecka, dostał to w prezencie od losu. Szybko jednak społeczeństwo wmówiło mu, że to wada, a nie zaleta. Już Pani w przedszkolu sugerowała jego Matce aby z tym poszła do specjalisty. Głośny wujek mówił, że jak się nie zmieni, to nie poradzi sobie w życiu.

No i dostał zalecenia, ćwiczenia że ma się postarać i dostosować, bo tak będzie lepiej dla niego i jego otoczenia. Starał się, był miły, mówił ładne i potrzebne słowa, starał się być przebojowy. A im dłużej się tak zachowywał, tym bardziej czuł, że zatraca siebie.

Wiedział, że od tego się nie umiera, przynajmniej nie szybko, ale już nie mógł. Może dojrzał i nabrał odwagi, aby to wydłubać? Odważył się i postanowił wygrzebać to, co tak długo zakopywał.

I zaczął szukać, aby wyciągnąć to na wierzch. Odnalazł porzucone. Delikatnie chwycił i nożem kuchennym zaczął odcinać narośla. Odkrawane skrawki w dotyku były lepiące, kolorowe i błyszczące. Gdy upadały na ziemię krzyczały i wiły się.

Wystraszył się czy coś mu zostanie, ale ciął dalej, odciął bycie głośnym i rozmownym. Odciął chęć zadowolenia wszystkich. W końcu odciął wszystko co mu zalecali. Poczuł się dobrze ze sobą. To ci zabawni i elokwentni ludzie narzucili wszystkim presje bycia takimi jak Oni.

Po raz pierwszy ujrzał to co miał w środku miało to kształt nieumiejętności rozmawiania o pogodzie, smak bycia cichym. Przy pierwszym kontakcie było zimne, ale im dłużej trzymało się w dłoni to stawało się coraz cieplejsze.

Zaczął się zastanawiać jak to się stało, że tak łatwo przyjął ich rady i zalecenia. Dlaczego spokój, cisza, zaduma, skromność są traktowane jako nie przystosowanie. Dlaczego odczuwanie w środku jest postrzegane gorzej niż wykrzykiwanie jak bardzo smakują te lody czekoladowe.

Przestał zadowalać wszystkich, zobaczył że może być sobą i było mu z tym dobrze, w końcu odczuł, że nie ma w tym nic złego.