Czuł, że coś jest nie tak już od dawna. Nie umiał tego nazwać ani określić. Pracował i płacili mu na czas, uczył i wypełniał tabelki.
Inni mówili, że wybrzydza i nie powinien narzekać. Ale to coś nie dawało mu spokoju. Może źle biurko ustawione i feng shui nie takie. Przestawił. Pomogło na chwile.
Raz nieśmiało pomyślał, a może by tak coś stworzyć dla ludzi, aby coś im ułatwić, aby się tak nie męczyli. Szybko zganił się w myślach, tak nie można, przecież pracuje na uczelni. Za kogo mnie uznają, zwykłego wyrobnika.
Zakopał tę myśl, ale nie zabił. Żyła w nim, schowała się w najdalszych zakamarkach. Jeszcze nie wiedział, że ona się rozrośnie, że żywi się każdym absurdem, jaki napotykał, że i tak już z nią przegrał.
Gdy po raz pierwszy przejęła nad nim kontrolę to ocknął się po miesiącach, gdy system już działał. Oszołomiony, przestraszył się. Pierwsza myśl: „Co ja zrobiłem”, ale potem poczuł dumę i wdzięczność dla całego zespołu.
Czuł się podobnie, gdy w dzieciństwie z kolegą zbudowali „bunkier” z kradzionych desek.
Chciał więcej.
Image by Martin Bock from Pixabay
Dobre.
Dzięki.