Optymalizacja życia

Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że kontrolowanie swojego życia w dłuższej perspektywie nie działa. Planowanie i kurczowe trzymanie się ustalonego planu działań nie przynosi założonych rezultatów, odnoszę wrażenie że coś się jednak po drodze traci.

Cele, plany i zadania

Już od kilku lat regularnie piszę sobie moje cele roczne, miesięczne oraz codzienne. Przez ten czas dało mi to niesamowitego kopa oraz pozwoliło spełnić wiele marzeń, przełamać swoje słabości oraz osiągnąć to co kiedyś wydawało się niemożliwe. Planowanie daje poczucie celu, a co za tym idzie wzmaga dyscyplinę aby zaplanowane cele osiągnąć.

Jednak ostatnio, może za sprawą urodzenia córki, może za sprawą natłoku problemów w firmie, a może z powodu nowego roku zacząłem się zastanawiać czy skrupulatnie zaplanowany dzień, od spotkania do spotkania, od zadania do zadania pozwala mi dłuższej perspektywie osiągać swoje cele oraz dobrze i szczęśliwie żyć (bo to jest chyba głównym celem każdego z nas, prawda?).

To co zauważyłem, że mniej czasu spędzałem z rodziną, mniej czasu spędzałem z przyjaciółmi, mniej czasu spędzałem z książką, że dzień był swojego rodzaju gonitwą. Co prawda ta gonitwa przybliżała mnie do osiągnięca celów i realizacji zadań, ale czułem że jednak coś tracę.

Życie jako problem optymalizacyjny?

Zadałem sobie pytanie, czy jedno może współistnieć z drugim, czy można osiągać swoje cele żyjąc spokojnie i harmonijnie? Podczas moich przemyśleń, doszedłem do pewnej analogi, o której za chwilę. Do tej pory za wszelką cenę optymalizowałem swój dzień, aby nie zmarnować minuty. Kawa z współpracownikami, była zbędnym marnotrawstwem czasu, chyba że omawialiśmy sprawy firmowe. Podobnie z rodziną, wspólne spędzanie czasu musiało być konstruktywne. Czyli podążałem w jednym ustalonym kierunku, nie rozglądając się na boki za bardzo.

Błądzić to rzecz ludzka

I podczas jednej z chwil wolnych, mnie oświeciło. Pomyślałem o życiu jak o funkcji użyteczności, którą chcę maksymalizować. I do tej pory, starałem się podążać w kierunku lokalnie największego wzrostu, czyli stosowałem algortym Gradient Descent. Algorytm ten gwarantuje odnalezienie optimum funkcji, lecz tylko takiej która jest wypukła (nie ma górek i dolin). A życie takie nie jest, w języku matematyki można by powiedzieć że funkcja użyteczności dla naszego życia jest nie liniowa. A tutaj wiadomo, że posługiwanie się tylko lokalną wiedzą, pozwala na znalezienie lokalnego optimum, które może być dalekie od globalnego.

Idą dalej tym tropem, wiem że istnieją algorytmy, które zwiększają prawdopodobieństwo znalezienia globalnego optimum. Większość z nich wykorzystuje losowość i błądzenie po okolicy, dzięki temu możemy wyjść z ścieżki która prowadzi do lokalnego maksimum. I dla mnie tym błądzeniem są właśnie te wszystkie chwile, gdzie się zatrzymuję, gdzie daję sobie trochę czasu aby pomyśleć, posiedzieć w ciszy, pobawić się z córką, poplotkować z przypadkowo napotkanym znajomym. Są to też te chwile,  w których pozornie błądzę, ba często nawet podążam przez pewien czas w przeciwnym kierunku. Moje dalsze przemyślenia skierowały mnie na sytuację w życiu, które początkowo były przykrymi doświadczeniami, w owym czasie uważałem je za błędy a ostatecznie po kilku latach przyniosły wiele szczęścia i spełnienia.

Rozwiązywanie codziennych problemów a błądzenie

Tę samą analogię odnalazłem w codziennym rozwiązywaniu problemów, szczególnie tych związanych z pracą zawodową. Zauważyłem, że im częściej staram się skupić na problemie, tym trudniej mi przychodzi jego rozwiązanie. Siedzenie przez kilka godzin i wysilanie moich szarych komórek nie dawało zadowalającego rozwiązania.

Mój mózg potrzebował pobłądzić, oderwać się od problemu i zająć innymi zadaniami, jednocześnie będąc wyczulonym na wszelkie pomysły, które pozwalają mi lepiej rozwiązać problem. Jest to zgodne z wieloma teoriami związanymi tym jak nasza główna jednostka centralna radzi sobie z problemami. Większość zaleca pracę w blokach np. 2h skupienia na problemie+ 30 minut oderwania się i zajęcia się czymś innym.

Niestety dopiero się uczę takiego podejścia, na chwilę obecną jest ono dla mnie nieintuicyjne i gdy już się wgryzę w problem, to bardzo ciężko mi przełączyć się w stan „unfocus”. Choć wiem, że w tym czasie mój mózg błądzi, podświadomie stara się łączyć wiele pozornie nie powiązanych ze sobą faktów, aby mi pomóc.

Podsumowanie

Teraz jestem bliżej filozofii życia, w której daje sobie trochę czasu na pokręcenie się po okolicy, na danie sobie czasu do tej pory w mojej opinii nieproduktywnego. Nie prę w jednym słusznym kierunku, częściej odpuszczam (choć nadal przychodzi mi to z trudem). Nadal mam plany i swoje cele ale nie staram się żyć w taki sposób jakbym znał odpowiedzi jak mam się dostać tam gdzie chcę. Bardziej staram się dać ponieść prądowi życia, niż z nim walczyć. Nie wiem gdzie mnie to zaprowadzi.

PS. Po opublikowaniu wpisu znalazłem podobne pytanie na Quora https://www.quora.com/Is-life-an-optimization-problem 

Picture from: https://pixabay.com/en/sunrise-light-sun-web-1583304/

 

3 Comments Optymalizacja życia

  1. Łukasz K.

    Ostatnio dużo mówi się o planowaniu swojego czasu i optymalizacji tego procesu. Jest to bardzo popularne, żeby nie powiedzieć modne.
    Ja natomiast mam wrażenie, że niektórzy wchodzą w to tak mocno, że dają się temu zwariować 😉

    Reply
  2. Grzegorz

    Problem w tym, że w życiu celów jest wiele. A cele często są rozbieżne. Zbliżając się do jednego celu (np. budowa firmy), oddalamy się od innych (np. szczęście rodzinne, kariera naukowa itp.). Możemy dążyć do rozwiązania optymalnego w sensie Pareto, czyli spełnienia wszystkich celów w pewnym stopniu. Możemy też zrezygnować z pewnych celów, skupiając się na najważniejszych. Kwestia ustawienia priorytetów życiowych.

    Reply

Ciekawe, wartościowe, podziel się proszę opinią!

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.